Skip to main content Scroll Top
19th Ave New York, NY 95822, USA

Wiek to tylko liczba. Nie ma złego momentu na podjęcie decyzji, która rozpocznie proces zmiany.

Kojarzycie taki mem, w którym porównuje się serialowego czterdziestolatka z gościem w tym samym wieku, ale w obecnych czasach? Trochę się zmieniło, no nie? Oczywiście to samo dotyczy Kobiet i nie odnosi się to tylko do faktu, że dzisiaj „starsi” ludzie mają bardziej luźny styl.

Dzieje się tak, bo wiek to tylko liczba. Ale ok, to nie jest blog o modzie, więc koniec pierdzielenia. Przechodzimy do ważnych tematów.

Tak, wiek to tylko liczba i nikt nie jest „lepszy”, a tym bardziej „gorszy” tylko dlatego, że ma inną liczbę w swoim ID. O formie nie decyduje pesel, a to na ile chce Ci się ruszyć tyłek, trzymać michę i znosić dyskomfort.

W tej chwili jasnym jest, że bycie po 30 czy po 40 to tylko pretekst/wymówka do godzenia się z bylejakością życia. Prawdopodobnie przekonanie o tym, że po 30 to już starość i nic nie da się zrobić ma podłoże tylko i wyłącznie socjokulturowe/socjologiczne.

Żyjemy bowiem w kulturze wbijanych od najmłodszych lat schematów, które w kolejności brzmią mniej więcej tak – i pewnie potwierdzisz, że dobrze znasz ten wzorzec:

Wzorzec PUŁAPKĘ: nauka / praca / zaślubiny / zapłodnienie / wychowywanie potomstwa, (które wbijemy w podobny schemat) / jeszcze więcej pracy.

Takim prostym sposobem powstała ogromna grupa badawcza, pogodzona z losem i z założenia akceptująca jeden, „właściwy” model życia.

Na takiej właśnie grupie badawczej, zbudowano stanowisko według którego po 30 zaczyna się proces obniżania poziomu masy mięśniowej i parametrów motorycznych. Wyniki nie mogły być inne, bo zbadano ludzi w fazie zastoju. W momencie gdy mają daleko za sobą etap łowów, poszukiwań i innych stymulujących aktywności. Czyli takich, które pobudzają produkcje anabolicznych hormonów.

W zamian znaleźli się w fazie stabilizacji, powtarzalności i często przemęczenia, gonienia tylko i wyłącznie za komfortem.

Sytuacja taka sprawia, że ciało traci potrzebę rozwijania się. Rozpasa się po linii najmniejszego oporu zastępując tkankę działania (mięśnie), tkanką leżenia (tłuszczem). Proces ten powoli i niezauważalnie progresuje, ewoluuje w stan tzw. SARCOPENII czyli zaniku mięśni i funkcji motorycznych w starszym wieku z towarzysząca w ostatecznej fazie utratą samodzielności, depresją i zaburzeniem funkcji poznawczych.

No tak… przynajmniej mamy jasny powód do umierania…

Czy jest to jedyna droga jaką możemy podążać?

NIE. ABSOLUTNIE NIE!

Tak naprawdę, nawet z tej nie musimy schodzić by było choć trochę inaczej.

Wystarczy zmienić pas. 

A co jest na tym pasie? Odrobina wysiłku, trochę dyskomfortu, dyscyplina i konsekwencja. A to wszystko w ramach 180-300 minut w tygodniu. Jak to się ma do 10 080 minut które zawiera w sobie tydzień? Nijak. Zróbmy jeszcze jeden krok dalej? Udało Ci się zobaczyć wszystkie odcinki ostatniego sezonu Stranger Things w tydzień? Brawo – przeznaczyłeś na to jakieś 600 minut. Zostawiam to tutaj tylko, tak dla porównania…

A jak można zagospodarować ten czas?

Wystarczą 3 godzinne sesje dźwigania ciężarów i 1-2 sesje treningu aerobowego w ramach pozostałego czasu, by nie tylko mieć „poczucie poruszania się”, ale by zainicjować proces przebudowy ciała.

Tak. To wystarczająca objętość by mięśnie zaczęły rosnąć, siła i wytrzymałość poprawiły się, a ciuchy zaczęły znowu idealnie pasować.

I co najlepsze, nie ma złego momentu na podjęcie takiej próby.

Już w 1990 r. ukazała się praca, w której dowiedziono, że rozwój masy i siły mięśniowej jest możliwy w grupie wiekowej 90+ (tak, tak, słownie dziewięćdziesiąt!!!)

Zaciągnięto dziadków na 8 tygodni do siłowni. Wszystkim wzrosła masa mięśniowa, diametralnie poprawiła się siła i wzrosła szybkość poruszania się!

A przecież przy 90-latku, nawet nieruszający się 30-40-latek to przecież „koń”. I wyobraź sobie, jak duży potencjał rozwojowy ma taki osobnik. Ogromny! I zasada jest prosta (choć brzmi pokrętnie):

„Im bardziej zapuszczony jesteś, tym większe masz szanse na spektakularny progres i sukces metamorfozy.”

Zasadniczym celem powinna być poprawa samopoczucia, wzrost siły i wytrzymałości. Sylwetka sama się zmieni niejako przy okazji.

Takie podejście jest o tyle łatwiejsze, że krąży wokół obiektywnych wskaźników formy.

Na początek możesz dążyć do uniesienia wagi ciała w wyciskaniu sztangi na ławce czy 100 kg w martwym ciągu, ciągły bieg 60 minut poniżej 6minut/kilometr… Proste cele, które już coś znaczą.

Nie ma szans, by ciało nie zareagowało na ten proces zmianą struktury.

Dodatkowymi czynnikami, o których należy pamiętać jest regeneracja i jedzenie. Ten pierwszy element jest dość prosty. Wystarczy spać. Zastanów się nad higieną snu, rytuałami które kultywujesz przed zaśnięciem i pomyśl jak one wpływają na jakość Twojej nocy. Najważniejsze by zasypiać i wstawać o mniej więcej stałej porze, a przed snem nie oświetlać sobie mózgu telefonem czy komputerem.

Jedzenie to temat dla dietetyka. I każdemu polecam taką konsultacje. Ale póki tego nie uczynisz, wystarczą podstawy.

Czyli jesz tylko i wyłącznie nieprzetworzone produkty, pijesz tylko wodę / herbatę / kawę, nie dojadasz między głównymi posiłkami a w tych nie zajadasz się do upadłego.

Jeśli wytrzymasz pierwszych kilka tygodni, nowe zachowania staną się nawykami. Nawyki zamienią się w zdrowe uzależnienie. Poczujesz się lepiej. Otoczenie zacznie dostrzegać zmiany. Nie będziesz chciał wrócić do siebie z przeszłości.

W cały ten proces możesz wejść samotnie. Internet i książki to w tej chwili ogromne źródło wiedzy. Uważaj tylko by nie pogubić się w tym nadmiarze informacji. Dobrą opcją jest skorzystanie z wiedzy kogoś doświadczonego, kto pokieruje Twoją metamorfozą. Weźmie część odpowiedzialności na siebie. Nauczy Cię techniki podstawowych ruchów, wyjaśni metodykę treningu tak byś potrafił/a w nim bezpiecznie progresować i ułoży plan tak byś głowę mógł zająć rzeczami, na których się znasz.

Tego typu konsultacje wystarcza często w jednorazowej postaci z ewentualnymi przypminajkami/modyfikacjami raz na kilka tygodni.